Sponsorzy Tytularni:
Aluron CMC Warta Zawiercie

Po 2,5-godzinnej walce wracamy z Bełchatowa z punktem

19 Mar 2022 | 00:00

Po pięciosetowym meczu, pełnym emocji i zwrotów akcji, Aluron CMC Warta Zawiercie uległa w Bełchatowie PGE Skrze. Jurajscy Rycerze przy głośnym dopingu 120-osobowej grupy kibiców doprowadzili do tie-breaka po niesamowitej końcówce czwartego seta, ale w decydującej partii szybko stracili kontakt punktowy z rywalem i nie zdołali już odrobić strat.

 

Spotkanie nie rozpoczęło się po myśli naszej drużyny – 100-procentowa skuteczność rywali w pierwszych akcjach i ich trzy punktowe bloki sprawiły, że PGE Skra szybko objęła prowadzenie 8:3. Wtedy jednak na zagrywkę poszedł Miguel Tavares. Najpierw trafił Dicka Kooya, w kolejnej akcji Robert Milczarek przyjął nad siebie, a na wysokiej piłce pomylił się Milad Ebadipour, i połowa strat została odrobiona. Niestety, to był tylko chwilowy zryw naszej drużyny, bo gospodarze za tym jednym wyjątkiem kończyli wszystkie ataki, boleśnie karząc nasz zespół za każdą nieskończoną akcję. Przy stanie 14:18 Igor Kolaković w miejsce Miłosza Zniszczoła wpuścił na zagrywkę Mateusza Malinowskiego. Pierwszą bełchatowianie przyjęli, ale Jurajscy Rycerze podbili ich atak, a kontrę świetnym, mierzonym uderzeniem wykorzystał Facundo Conte. Trzy kolejne próby były nie do odbioru i tym samym Aluron CMC Warta wyrównała. Mieliśmy nawet piłkę w górze na prowadzenie, ale tym razem dobrze zadziałała obrona rywali, a za drugim razem atak skończył Kooy. Mateusz Bieniek za chwilę dołożył asa i znowu PGE Skra uciekła, ale nie na długo – pojedynczy blok Conte na Aleksandarze Atanasijeviciu i skuteczna kontra Uroša Kovačevicia dały remis 21:21. Niestety, ostatnie akcje znowu padły łupem niezwykle pewnie grających w ataku gospodarzy. Jeden błąd Facu, który przyjął piłkę na drugą stronę, wystarczył, by przeciwnicy dowieźli dwupunktową przewagę do końca.

Drugiego seta Jurajscy Rycerze rozpoczęli w zgoła odmiennym stylu. Świetne obrony Michała Żurka i Dawida Konarskiego, kontry skończone przez Conte i Kovačevicia oraz as Patryka Niemca sprawiły, że trener Slobodan Kovač musiał prosić o czas już przy wyniku 6:2 dla naszego zespołu. Miejscowi nadal jednak nie zwalniali ręki na zagrywce, a to oznaczało, że nasza linia przyjęcia co chwilę znajdowała się w ogromnych opałach. W większości sytuacji żółto-zieloni wychodzili z nich obronną ręką, ale rywale stopniowo zmniejszali dystans, aż doprowadzili do remisu 12:12. Wtedy jednak Uroš obił ręce Grzegorza Łomacza z niezwykle trudnej piłki, chwilę później Zniszczoł przyspawał piłkę po ataku Atanasijevicia, a Ebadipour strzelił w aut i przewaga błyskawicznie wróciła do poziomu trzech punktów. Wreszcie zaczęliśmy też podbijać piłki w obronie, z czego korzystali następnie grający na bardzo wysokiej skuteczności skrzydłowi. Cegiełkę po raz kolejny dołożył Malinowski, najpierw dając nam piłkę za darmo, a po chwili dopisując czwarty i piąty już punkt zdobyty bezpośrednio. Co prawda zawiercianie nieco zacięli się przy piłkach setowych, mając problem z precyzyjnym przyjęciem zagrywek Karola Kłosa, ale od czego jest Kovačević? Po dwóch nieudanych akcjach za trzecim razem Serb obił ręce Damiana Schulza.

Trzeci set, po raz pierwszy w tym spotkaniem, zaczął się od wyrównanej walki. Jurajscy Rycerze kontynuowali bardzo agresywną grę serwisem, z kolei PGE Skra zaczęła sprawiać więcej problemów technicznymi zagrywkami. Aluron CMC Warta prowadziła 9:7, ale w kolejnych akcjach Conte nie mógł przebić się przez ręce Atanasijevicia, a na dodatek atakujący z Bełchatowa trafił Argentyńczyka zagrywką i to gospodarze prowadzili dwoma punktami. Nie pomógł też czas wzięty przez Igora Kolakovicia, bo po nim również Uroš nie utrzymał w grze piłki po serwisie rodaka, a po chwili jeszcze jeden błąd popełnił Facu. Tym razem skutku nie przyniosło też wejście Malinowskiego – co prawda uderzył znowu bardzo mocno, ale nie zdołał podbić precyzyjnego ataku Ebadipoura z wysokiej piłki. Nasz zespół rzucił się jeszcze w pogoń przy zagrywkach Konarskiego, obronił trzy pierwsze setbole, ale przy czwartym rywale w końcu przyjęli precyzyjnie, a Atanasijević wbił gwoździa na pojedynczym bloku.

Porażka podrażniła naszych siatkarzy, którzy na czwartą partię wyszli bardzo nabuzowani. Znowu świetnie serwował Konarski, który zdobył punkt bezpośrednio, a także dał okazje Kovačeviciowi do skutecznej kontry, a Tavaresowi do zablokowania Dicka Kooya. W ten sposób zrobiło się 4:0, a zaraz było już 9:2, bo Niemiec dwa razy ustrzelił floatem Roberta Milczarka, a za trzecim razem trafił w nogi uciekającego Kooya. Przy stanie 11:6 Michał Żurek kapitalnie powalczył w obronie, ale drugi arbiter odgwizdał błąd – jak się okazało po challenge’u, niesłusznie. Mimo uzasadnionych pretensji naszych siatkarzy na szczęście ta sytuacja nie wybiła ich z uderzenia. Na dodatek PGE Skra zaczęła coraz częściej psuć zagrywki, ułatwiając tym zadanie. Uroš sprzedał Atanasijeviciowi fantastyczną pojedynczą czapę, powiększając prowadzenie do wyniku 18:12. Gospodarze rzucili się w pościg, gdy Milczarek podbił kiwkę Kovačevicia, co wykorzystał w kontrze Ebadipour, a w kolejnej akcji – po raz pierwszy w tym meczu – Konarski nie przebił się przez blok. Wkrótce podbity został też Conte, piłkę skończył Kooy i przewaga stopniała do trzech punktów. Na domiar złego, za linią 9 metra pojawił się Mateusz Bieniek. Po jego potężnych ciosach dwa razy nasz zespół nie zdołał przebić piłki na drugą stronę siatki, a za trzecim i czwartym razem wyblokowany został Uroš, co bełchatowianie zamieniali na punkt. Blok dostał też Conte i nagle to PGE Skra prowadziła 23:21. W końcu środkowy przeciwników się pomylił, a w pole serwisowe poszedł Konarski. Za pierwszym razem sędzia pokazał aut, ale challenge wyjaśnił sytuację, w dwóch kolejnych wątpliwości już nie było – 3 asy atakującego dały nam upragniony tie-break po emocjonalnym rollercoasterze!

Decydujący set zaczął się od wyrównanej gry, do momentu, gdy Kooy posłał asa, a następnie miał szczęście – piłka przewinęła się po taśmie, a Conte nie zdołał przebić jej na drugą stronę. Bełchatowianie objęli prowadzenie 5:3 i Igor Kolaković musiał wezwać drużynę do siebie. Na dodatek żaden z obrońców nie zdążył do kiwki Bieńka na kontrze i straty urosły o kolejny punkt. Strony zmienialiśmy przy stanie 5:8, a chwilę później różnica mogła wzrosnąć, ale Uroš zablokował kontratakującego Ebadipoura. Przy własnym przyjęciu bełchatowianie byli jednak po raz kolejny w  tym meczu niezwykle trudni do zatrzymania, przez co utrzymywali wypracowaną wcześniej przewagę. Na dodatek Dick Kooy już po raz drugi w tym secie miał szczęście, bo znowu piłka po jego serwisie przewinęła się po taśmie, a to dało miejscowym aż pięć piłek meczowych. Pierwszego obroniliśmy, bo Tavares z Niemcem zatrzymali Ebadipoura, ale przy drugim po raz kolejny w boisko wbił się Atanasijević, który mecz zakończył z niesamowitą, 80-procentową skutecznością. Nagroda MVP trafiła jednak do rozgrywającego gospodarzy, Grzegorza Łomacza.

Skład: Tavares, Konarski, Conte, Kovačević, Zniszczoł, Niemiec, Żurek (L) oraz Malinowski, Orczyk

Statystyki

Biuro Prasowe Aluron CMC Warta Zawiercie